Translate

ABC raka piersi


Nie będę się mądrzyć. Od wykrycia mojej choroby i podjęcia leczenia minęło 9 lat. Każda choroba jest inna, inny jest sposób leczenia i dochodzenia do zdrowia fizycznego i psychicznego. Są różne rodzaje raka piersi: o różnej budowie, różnie umiejscowione. Można o tym poczytać na stronie- ABC Raka Piersi. Na tej samej stronie można przeczytać -Wcześnie wykryty rak piersi, w niskim stopniu zaawansowania jest nie tylko wyleczalny, ale poprzez odpowiedni zabieg operacyjny i skojarzone z nim leczenie daje kobietom możliwość zachowania piersi. Leczone w ten sposób pacjentki szybko wracają do życia zawodowego bez widocznego uszczerbku na wyglądzie, pozostając w dobrej kondycji psychofizycznej - co jest jednym z elementów uzyskania pełnego wyleczenia.

Dlaczego nikt nie zaproponował mi takiego leczenia? Spełniałam wszystkie kryteria: guz nie przekraczał 1cm, wezły były czyste. Dlaczego to nowoczesne leczenie mnie ominęło?
http://amazonki.net/artykuly/czytaj/1163/leczenie/rak-piersi-usuwanie-wezlow-chlonnych-nie-zawsze-konieczne.
Dzisiaj już wiem - im mniejszy guz - tym mniej drastyczne i krótsze leczenie- bez hormonoterapii ( guzy hormonozależne ), radioterapii i chemioterapii.

Mój guz był latwo wyczuwalny palcami, widoczny w badaniu USG, niewidoczny w mammografii, ze względu na gruczołową budowę piersi !!!!!!!!!!!

Nikt nie mówi jak wygląda życie po mastektomii i usunięciu wezłów chłonnych: o ręce-właśnie tak o ręce, która staje się niesprawna i wymaga rehabilitacji do końca życia.
Różnicę między kończynami- występuje znaczny przykurcz- niweluje długotrwała rehabilitacja.
Po usunięciu węzłów chłonnych często występuje dodatkowo obrzęk limfatyczny, a to już poważna sprawa. Nie wolno dźwigać, nagrzewać ręki. Zachodzą zmiany w obręczy barkowej i kręgosłupie.
Rehabilitacja i rehabilitacja.
Wiele łez trzeba wylać, aby zaakceptować nowy stan. To trauma, która biegnie odrębnym torem obok leczenia raka.

Byłam i bedę za leczeniem oszczędzającym ,... za świadomym wyborem, bo to nasze zdrowie, nasze życie i ważna jest jego jakość !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Ten koszmarny dzień operacji ciągle wraca do mnie i jest źródłem stresu i łez. Opisałam go w " Spotkaniu z rakiem "

Blog jest odzwierciedleniem chwil z pasją życia i życia z pasją.
Jego tematyka ?
Czy osoba po leczeniu choroby nowotworowej musi pisać tylko o swojej chorobie ?






Do poczytania:

Obserwatorzy

28 października 2013

Pacjent niepokorny i Gargamel czyli rzecz o wyborze.


Pacjent niepokorny ? 
Czy pacjent onkologiczny może mieć jakiś wybór ? Czy może być niepokorny ?

Nigdy nie identyfikowałam się z rakiem, z którym często identyfikowali mnie ludzie, wiedzący o mojej chorobie.
Reagowali bardzo emocjonalnie, jak na stwora z innego świata, ufoluda z góry skazanego na zagładę. Jakkolwiek brutalnie  to brzmi, takie zachowanie jest zwykle standardem - tak odbiera mnie wielu ludzi- z lękiem i obawą, czasem jak trędowatą....
Dla swojego dobra i dla lepszej wzajemnej atmosfery przemilczam rakowy aspekt mojego życia.
Na początku choroby zastanawiałam się- w jakim stopniu odmieni ona moje życie- na ile rak nim zawładnie?
Na tyle - na ile sami pozwolimy mu sobą zawładnąć.
Zawsze można dokonać dobrego wyboru- nawet wtedy, kiedy się zdaje, że jest to zupełnie niemożliwe..... - in sensu stricto.

Przyjmowałam lekarstwo, które miało zapobiegać przerzutom raka piersi u kobiet. Lek nie do odrzucenia - Zoladex
Czułam się po nim fatalnie i psychicznie i fizycznie. Miałam wysokie ciśnienie, bezustanne uczucie zimna, zlewne poty.
Lek pozbawił mnie całkowicie snu.
Niby nic wielkiego, ale jak egzystować bez snu i z pobudzonym sercem.
Z jednej strony lek miał ratować mi życie, a  z drugiej to życie uniemożliwiał.
Próbowałam pomóc sobie lekami obniżającymi ciśnienie, suplementami i środkami nasennymi, przepisanymi przez internistę, ale tak naprawdę nic nie pomagało.
Widząc moja mękę- mój mąż radził mi odstawienie leku.........
Przecież nie można tak.....po prostu-  odstawić - mówiłam.

Zwróciłam się o pomoc do chirurga onkologa  i..........................,
i...................................  powiedział
- Odstawić !
Radziłam się onkolożki i.........................., i .................internisty, i.................
potwierdziły słowa chirurga.

Miałam nadal wątpliwości .

Rozwiał je jednak mój psycholog:
- Przecież konsultowała się Pani z lekarzami !

Nie żałuję i nigdy nie żałowałam tej decyzji. Nic na siłę.
Odżyłam - odzyskałam tożsamość...i uśmiech.

W tym miejscu dołączę wątek z "Gargamelem ".
"Gargamel " był etatowym lekarzem dyżurnym w pewnym szpitalu, był też onkologiem.
Nie mogąc poradzić sobie z działaniem leku, szukałam pomocy na pogotowiu ( 2 razy) i zawsze trafiałam na "Gargamela ", który brał wszystkie dyżury nocne, jakie tylko mógł ( ja o tym nie wiedziałam).
"Gargamel" bagatelizował problem i  widział we mnie osobę z  depresją nerwicową czy nerwicą depresyjną - już się nie dowiemy, jak się to właściwie nazywało.....
Przepisywał mi silne środki na uspokojenie........
I tak dookoła Wojtek.
..........................

Musimy akceptować leczenie, żeby przynosiło ono pożądane skutki.......nic z leczenia    -  bez nas.....
Z niesmakiem wspominam historię z Gargamelem, chociaż było to już tak dawno, to dopiero teraz odważyłam się o niej napisać.....
Dusza to delikatna materia...

Po kilku latach od tych wydarzeń "Gargamel" miał proces w sądzie- zaskarżył go pewien pacjent.......
o błąd w sztuce......... - to tak na marginesie.

Miałam nie publikować tego osobistego wątku, ale dzisiaj zmieniłam zdanie.
Czasem możemy zrezygnować z leczenia, które nie służy ciału i godzi w naszą duszę.

Oscar Wilde powiedział:
Człowiek, który umie żyć w harmonii z samym sobą jest szczęśliwy,


ale aby być szczęśliwym trzeba pragnąć, działać i pracować 
                                                                           - Paul d'Holbach

Dzisiejszy post traktuję, jako pożegnanie z pewną formą bloga.
Śpieszę donieść, że będzie mnie tutaj nieco mniej.
Właściwie już powstał blog, dzięki któremu całkowicie odzyskam swoją tożsamość.
Zaczyna uwierać mnie ta rakowa skóra, która zawsze była mi obca, która krępowała mi ręce i ograniczała mnie.
Będę sobą w jednym z milionów blogów. Znowu zacznę wszystko od początku - nie po raz pierwszy...
Muszę podjąć działania zmierzające do promocji mojej małej firmy, która pomimo wszelkich przeciwności losu trwa.
Przetrwała dzięki moim pracownikom, którzy teraz ogromnie się starają, solidnie pracują, żeby tylko mieć pracę. To wspaniali młodzi ludzie.... .....
Ze zrozumiałych względów nie mogę Was zaprosić, bo musiałabym się ujawnić.......
Ogromnie żałuję......

Ciepło Was pozdrawiam - tak ciepło, jak ciepłe w odbiorze są kwiaty kuflika.

Czy wiecie czym wyróżniają się kwiaty tej rośliny ?
Mam złudną nadzieję, że jednak całkowicie nie zniknę z Waszych netomyśli.... i będę jak to drzewo.....,

uparcie trzymająca się netowej przyjaźni... 
Ile ono może mieć lat ???????????
 
 
Jak myślicie czym się zajmuję ?





24 października 2013

Szarańczyn

Rehabilitacja zajmuje ważne miejsce w moim życiu - jak przyjaciółka.....
Doceniam jej  znaczenie i zalety - właściwie nie ma dolegliwości, związanych z amputacją piersi, których  nie można zmniejszyć czy zlikwidować przy jej pomocy.. To najlepsza forma dochodzenia do sprawności.

Spotkałam dzisiaj na ćwiczeniach kolejną amazonkę - 14 lat młodszą ode mnie- młodziutką.......
Pytała rehabilitanta o ćwiczenia, o to co może robić ręką po stronie operowanej, o trzymanie ręki podczas snu, o specjalne kliny, ułatwiające odpływ limfy  podczas snu .
Chętnie odpowiedziałbym na jej pytania, ale nie wypadało się wtrącać......Pan odpowiadał niechętnie.

7 lat temu w sali gimnastycznej było dużo rehabilitantów, panowała atmosfera życzliwości.
Dzisiaj zimno ogarnęło garstkę ludzi, którzy tam pracują, widzę, że ta młoda kobieta nie znajduje zrozumienia.
Gwałtownie zmieniła się atmosfera- ludzie zobojętnieli.
Zmieniają się dyrektorzy, zmniejszono limity, zabito w ludziach chęć pomocy pacjentom....

Ten sam rehabilitant pomógł mi 6 lat temu. Uśmiechał się, był miły i życzliwy.

Pani doktor mówiła:
- Co wyćwiczymy teraz -  to nasze.
Prawie rok chodziłam wtedy na rehabilitację.
Kiedy była potrzeba, znajdowano rehabilitanta i potrzebną do masażu salę .
Dzisiaj nie ma takiej możliwości, nikt z dyrekcji nie widzi takiej potrzeby pomocy pacjentom onkologicznym, nie docenia starań pracowników. Istnieje specjalny program dla amazonek, ale czegoś brakuje.
Co tu można więcej powiedzieć.?
Można szukać odpowiedzi na pytanie- dokąd zmierza ten nasz kraj, skoro w szpitalach brakuje nawet pościeli ?

Napiszę zatem o swojej ręce, którą ćwiczyłam bezustannie przez prawie rok. W drugim roku również dużo wysiłku włożyłam w poprawianie jej sprawności.
Według wskazań pani Doktor, mogę nawet nosić niewielkie ciężary- do 5 kg-
Do spania nie używam żadnego klina- kładę rękę na piersi i tak zawsze śpię z łokciem opartym na materacu.
Od początku ręka nie była spuchnięta i dzięki temu, że wykonuję nią wszelkie czynności- jest sprawna i nie boli - już nie.
Lekarka zaleciła mi Nordic walking.
Owszem - chodzę z kijami, ale w góry. Mam kije trekkingowe, które służą do odciążania stawów kolanowych i biodrowych, pomagają przy schodzeniu i jednocześnie też są pomocne w rehabilitacji ręki.
Czuję się dobrze, gdybym tylko mogła zmienić otoczenie czułabym się wyśmienicie..
Zabija  mnie moje miasto.....,
a gdyby tak ?

Mnóstwo zmian wprowadziłam w moim życiu.
Przede wszystkim zmieniłam  o 180 stopni odżywianie..
Doceniam produkty o  zasadotwórczym, antyrakowym działaniu i podnoszące odporność organizmu.
Wiecznie zielone drzewo świętojańskie czyli szarańczyn strąkowy spotkałam w Chorwacji. 
Na bazarku, przy Pałacu Dioklecjana w Splicie, gdzie rosnie kupiłam jego strąki.
Suszony miąższ można stosować jako zamiennik kakao, ponieważ ma podobny smak, a nie zawiera kofeiny i teobrominy, które mogą uzależniać i powodować alergie.
Mączka chleba świętojańskiego często dodawana jest do zup, lodów, sosów, serów lub pokarmów dla zwierząt. Można z niej otrzymywać namiastkę czekolady.
Owoce dochodzą do 25 cm, są mięsiste, grube i twarde.  Pod ciemnobrązową, skórzastą okrywą znajduje się słodkawy miąższ z kilkoma (od 4 do12) szarobrązowymi, twardymi nasionami, które zawierają wartościowe składniki:
wapń, fosfor, potas, żelazo i magnez
15 proc. wody i aż do 70 proc. węglowodanów, 4-6 proc. białka i około 0,5 proc. tłuszczu.

Przy gryzieniu strąków czułam ich słodki smak.

Karob poprawia trawienie, obniża poziom cholesterolu we krwi, działa jako antyutleniacz, pomaga w powstrzymywaniu biegunki u dzieci i dorosłych, ma właściwości wykrztuśne, zawiera kwas galusowy, wykazujący działanie przeciwbólowe i antybakteryjne, a dzięki dużej zawartości wapnia i fosforu jest wykorzystywany w walce z osteoporozą.
Z owoców można też otrzymać melasę- gęsty syrop o karmelowym smaku, który stanowi zdrowy zamiennik cukru.

Lubię takie nowinki i stosuję.

W necie można znaleźć mnóstwo przepisów np.: na chlebek bananowo- świętojański, koktajl i nalewkę bakaliową:
600 g bakalii: rodzynki, figi,
chleb świętojański
5 liści laurowych
60% wódka zrobiona ze spirytusu.
600 gramów różnych bakalii: rodzynek, fig i chleba świętojańskiego w równych proporcjach oraz pięć laurowych liści zalać w naczyniu mocną wódką (powyżej 55%) zrobioną ze spirytusu.
Zamknąć i pozostawić na dwa tygodnie w słoju - w ciepłym i zaciemnionym miejscu. Potem nalewkę zlać i przefiltrować. Rozlać do szczelnie zamkniętych butelek i pozostawić w ciemnym i chłodnym miejscu na pół roku.

Nalewka ta ma właściwości wzmacniające organizm.
Można robić też nalewkę według innego przepisu:

Nalewka świętojańska– 25 dag suszonych fig
– 25 dag rodzynek
– 10 dag strąków chleba świętojańskiego
– 10 dag daktyli
– 2 litry spirytusu rektyfikowanego (95 proc.),
– 6 szklanek źródlanej wody
– szklanka deserowego wina gronowego
– 2 szklanki cukru
– łyżeczka soku z cytryny

Bakalie rozdrabniamy, zalewamy spirytusem i czterema szklankami wody, szczelnie zamykamy i odstawiamy na miesiąc, codziennie potrząsając naczyniem. Następnie filtrujemy przez bibułkowy filtr do kawy, a bakalie zalewamy gorącą wodą i pozostawiamy na dwie godziny. Powstały płyn filtrujemy i dodajemy do nalewki razem z winem.
Gotujemy resztę wody w rondelku z grubym dnem, dodajemy cukier i stale mieszając, podgrzewamy na małym ogniu do chwili, gdy cukier się rozpuści, później dodajemy sok z cytryny.
Do lekko ostudzonego syropu wlewamy nalewkę i dokładnie mieszamy. Przelewamy z powrotem do gąsiorka, szczelnie zamykamy i odstawiamy na pół roku. Po tym czasie filtrujemy i rozlewamy do butelek.

Kiedy przeczytałam o prozdrowotnych właściwościach drzewa świetojańskiego, tak się rozochociłam, że z pewnością upiekę jeszcze ciasto według przepisu:

Ciasto:
– 100 g brzozowego lub bez cukru
– 100 g masła
– 4 jaja
– pół łyżeczki olejku waniliowego
– pół łyżeczki olejku migdałowego
– 50 g mączki chleba świętojańskiego
– 40 g mąki razowej
– 40 g zmielonych migdałów

Nadzienie
– 80 g cukru pudru z cukru brzozowego lub miodu
– 25 g mączki chleba świętojańskiego
– 40 g masła
– 4 łyżeczki gorącej wody

Natłuszczamy dwie blachy o szerokości ok. 18 cm. Ucieramy krem z masła i cukru do momentu uzyskania lekkiej i puszystej masy. Wbijamy żółtka oraz olejki. Mieszamy mączkę chleba świętojańskiego, mąkę razową i migdały. Ubijamy białka na sztywną pianę. Mieszamy suche składniki oraz pianę z białek z masą, dodając je na przemian. Rozkładamy masę na przygotowanych blaszkach za pomocą łyżki. Pieczemy w piekarniku w temperaturze 180 stopni przez około 20 minut (dopóki ciasto się nie zawiąże). Schładzamy.
Z mączki chleba świętojańskiego, cukru pudru, masła i wody przygotowujemy nadzienie, które później nakładamy między dwie warstwy ciasta.

Może też spróbuję muffinek lub innych pyszności.

  Liście drzewa świętojańskiego, zawierają substancje zabójcze, dla powodujących zatrucia pokarmowe bakterii Listeria - informuje "Journal of Agricultural and Food Chemistry".

 Czytamy:
 
Ponieważ bakterie coraz częściej uodporniają się na antybiotyki, potrzebne są naturalne substancje hamujące ich namnażanie. Zespół Nadhema Aissaniego szukał sposobu zwalczania często powodującej zatrucia pokarmowe bakterii Listeria monocytogenes. Okazało się, że wyciąg z liści karobu hamuje rozwój Listerii w warunkach laboratoryjnych. Wyniki są na tyle obiecujące, że naukowcy planują przeprowadzenie prób z produktami spożywczymi - na przykład mięsem i rybami.
 
 Kolejne cenne owoce to -
 - to moje arbuzy. Były bardzo słodkie, o nieco jaśniejszym miąższu, niż te ze sklepu.
 
Niestety na początku września temperatura spadła 6-7 stopni poniżej zera i w trybie pilnym należało rozpocząć zbiory.
Od 2 tygodni ciepło powróciło i mogły jeszcze dojrzewać.
Okazało się, że arbuzów było  aż....... 4 szt.
 Niestety roślina cierpiała z powodu przedłużającej się suszy i połowa owoców wskazywała na niedobór wody. 
 
Z żalem przychodzi żegnać ciepło. Wspomnienia gorącego lata i ciepłej jesieni zaczynają się robić


niewyraźne-
bardziej mgliste
aż w końcu
rozpłyną się całkowicie....

Październik miesiącem walki z rakiem piersi .
Wykonujcie częste samobadanie- same najlepiej znacie swoje piersi.
W niewielkim procencie rak sutka występuje również u mężczyzn .
 
 
Zaglądnijcie proszę i porozmawiajcie z Barankową . Wesprzyjmy ją dobrym słowem.
 

 
Miłego zapiątku. Moc serdeczności Wam życzę.




















19 października 2013

Czarna i Królewska


Jesienne słońce dodaje ciepła ziemi. Już niedługo  - wiatr zdmuchnie z drzew ostatnie liście, przyjdzie ciemny listopad, a w duszy może zagościć smutek .
Łapię zatem ostatnie promienie słońca, zanim na dobre się rozgoszczą mgły na polach i przesłonią sobą dal.
 
Czytając moje posty można wywnioskować, że całymi dniami tylko podróżuję i wiodę beztroskie życie.
Tak naprawdę wyrywam te chwile, lawiruję pomiędzy rehabilitacją, pracą i domem.
Przez wiele lat mojej pracy zawodowej, nie było czasu na wyjazdy........
Dzisiaj żałuję swojego przepracowania, polegającego na ' łapaniu własnego ogona ".

Pomimo nieogarniania codzienności znajdźmy czas dla siebie, na niedalekie wyjazdy, na wypoczynek, znajdźmy równowagę pomiędzy obowiązkami i relaksem.
Kiedyś może nigdy nie nastąpić......
My się zmieniamy i świat wokół nas również, szkoda przeoczyć coś ważnego.

W południowo- wschodniej części naszego kraju często spotykam przeróżne obiekty kultury ukraińskiej.
Jest ich naprawdę dużo, niektóre już w stanie kompletnej ruiny.

Otoczone sędziwymi lipami stoją niekiedy podparte kołkami i opuszczone.

Cerkiew w Nowym Brusnie
(będzie remontowana, znalazła się pod opieką Muzeum Kresów w Lubaczowie). 
 W pobliżu cerkiewek, z reguły znajdują się stare wiejskie cmentarze,

Dlaczego nie porządkuje się tych nekropolii i powoli zarasta je wysoka trawa i krzaki ? 
 
 Historia sama się nasuwa i prosi o wyjaśnienie.   Z obiektami kultury ukraińskiej wiążą się oczywiście tragiczne losy tych terenów.

Jeżdżąc turystycznie po Roztoczu spotykałam pamiątkowe krzyże, postawione wśród pól - dla pamięci pomordowanych Polaków, w miejscach nieistniejących już polskich wiosek
(po otwarciu linków na dole stron umieszczono ramki, a w nich zestawienia).

Jedni potępiają Akcję Wisła, inni uważają, że była potrzebna.

 Trudno też o jednomyślność na Ukrainie: jedni potępiają UPA, drudzy uważają członków tej organizacji za bohaterów, w rodzaju polskiego AK.

A my, żyjący innymi problemami,  mający przesyt martyrologii widzimy tylko architekturę tych miejsc i mamy żal do naszego państwa, że niszczeje, zapomniana  przez tych, którzy powinni o nią dbać.
Chotylub
Bardzo zniszczone wnętrze cerkwi wymaga pilnej renowacji. 
Kowalówka - cerkiew Św. Mikołaja
 Kowalówka- stare drzwi do cerkwi 
Tymczasem potrzeba bardzo dużych środków- nakładów finansowych, by zachować w świetności, nieużytkowane już obiekty.
Gorajec- cerkiewka pw. Narodzenia Najświętszej Marii Panny ubiega się o wpis na listę UNESCO.
 
Jest odresteurowana,
 we wnętrzu znajduje się bogaty ikonostas.
 
 Na ścianach bardzo stare malowidła.
 
Radruż- odnowiona cerkiew Św. Paraskewy, w czerwcu 2013r. została wpisana na listę UNESCO. 
Dzwonnica wolnostojąca
Jest filią Muzeum Kresów w Lubaczowie.
Przy kamiennym murze stoi murowana kostnica z XIX wieku. Cerkiew pochodzi z wieku XVI.
 
 Dzięki mapom bez problemu można zlokalizować większość cerkiewek. 
Malowniczo wyglądają w jesiennej szacie.
 
Sporo wyposażenia tych cerkiewek- nieużytkowanego już mienia ruchomego - znalazło się jeszcze
przed wojną 

w  Muzeum Narodowym we Lwowie- dawnej kamienicy Królewskiej pod nr 6, należącej wcześniej do króla Jana III Sobieskiego..
 
Obecnie znajduję się ono w ukraińskim Muzeum Historycznym we Lwowie, które między innymi mieści się i w kamienicy Królewskiej
  i w dawnym Muzeum Historycznym Lubomirskich- w Czarnej Kamienicy pod nr 4.
 Otwórzcie proszę te linki- nie ma dużo do czytania...., ale do myślenia.....   owszem......
 
Zabytki kultury ukraińskiej w Polsce zostały dokładnie zinwentaryzowane.
Kto chce je zobaczyć może znaleźć obszerną dokumentację. 
Po drodze wstępujemy do Narola.
Kolejny ogołocony z drzew rynek - świeżo po rewitalizacji - zniknął stary drzewostan i pojawiły się krzewy w żwirku.
W kościele pw. Narodzenia Najświętszej Marii Panny w Narolu znajduje się ołtarz, który pochodzi z kościoła  Św. Marii Magdaleny we Lwowie. Zachęcam do zapoznania się z dzisiejszą historią lwowskiego kościoła.


&
 
Dla porównania cerkiewka na Ukrainie, na Zakarpaciu- również podobnie jak na Roztoczu - grekokatolicka.
Również wymaga remontu.
Na tych terenach nie ma już grekokatolików i zabytek niszczeje. 
 Kryta gontem dzwonnica straszy dziurami. Często tego typu zabytki  pokrywane są sidingiem i złoconą blachą, jeżeli w ogóle są remontowane, bo taniej jest wybudować nową cerkiew.....
 
 
&

 
Płoną w słońcu lasy.
Mam  swoje miejsce na Pogórzu Dynowskim, które lubię fotografować, ilekroć tamtędy przejeżdżam.
Za każdym razem wygląda inaczej, ale zawsze zachwyca grą kolorów, wstęgami pól i ich bezkresem.
 
Żyją na pogórzu ludzie, którzy jeszcze pamiętają czasy, kiedy po wkroczeniu wojsk radzieckich do Polski, we wrześniu 1939 roku,  na mocy paktu Ribbentrop – Mołotow ustalono granicę na Sanie.
Wspominają je ze względu na swoich bliskich.
Pożyczyli mi nawet książkę Michała Ducia -  Wojenne losy chłopca znad Sanu .

Mieszkańcy domów, położonych w bezpośrednim sąsiedztwie granicy - do 800metrów, w tym wsi Bartkówka , zostali wysiedleni przez Rosjan na Polesie Wołyńskie, niedaleko miejscowości Sarny.
Na Wołyniu w początkowym okresie wiodło się Polakom nie najgorzej, szybko zasymilowali się z tamtejszą ludnością, ale z chwilą wkroczenia wojsk niemieckich do ZSRR, stali się celem brutalnej napaści i wielu z nich zostało zamordowanych przez Ukraińców.
Polacy starali się organizować samoobronę, jak np. : w Hucie Stepańskiej.
Kiedy nie mogli dłużej stawiać oporu, prosili o pomoc Niemców, a Ci obiecali, że ich odwiozą do miejsc, skąd przybyli na Polesie.
Takim to sposobem, uciekający przed Ukraińcami Polacy, zostali odtransportowani do przymusowej pracy w Niemczech.
Nie będę zdradzała treści książeczki, którą można kupić bezpośrednio u Pana Michała Ducia.
Jako mały chłopiec, po wkroczeniu wojsk aliancko- amerykańskich do Niemiec, w przeddzień końca wojny stracił prawą rękę, część palców u lewej, a odłamki pocisku wbiły mu się w nogę.
Książka jest relacją bezrękiego kreślarza, pracującego razem ze Zdzisławem Beksińskim w Sanockiej Fabryce Autobusów.
 
Wyruszył z Bartkówki i powrócił do niej - spalonej przez Ukraińców już po zakończeniu wojny. Po drodze tyle się wydarzyło. .
Jak pisze: „Wszystko ucichło, zgasły pożary, zmieniły się czasy, tylko nosi w sobie tę pamięć, jak coraz mniej liczni świadkowie tamtych czasów..”

Od czasu mojej choroby inaczej patrzę na życie ludzkie, stało się dla mnie jeszcze bardziej cenne.....,

Smutno kończę, ale niedługo już Wszystkich Świętych..- czas zadumy nad życiem.......
i tym co w życiu ważne....

Jak zawsze serdecznie pozdrawiam Wszystkich odwiedzających mojego bloga.