Translate

ABC raka piersi


Nie będę się mądrzyć. Od wykrycia mojej choroby i podjęcia leczenia minęło 9 lat. Każda choroba jest inna, inny jest sposób leczenia i dochodzenia do zdrowia fizycznego i psychicznego. Są różne rodzaje raka piersi: o różnej budowie, różnie umiejscowione. Można o tym poczytać na stronie- ABC Raka Piersi. Na tej samej stronie można przeczytać -Wcześnie wykryty rak piersi, w niskim stopniu zaawansowania jest nie tylko wyleczalny, ale poprzez odpowiedni zabieg operacyjny i skojarzone z nim leczenie daje kobietom możliwość zachowania piersi. Leczone w ten sposób pacjentki szybko wracają do życia zawodowego bez widocznego uszczerbku na wyglądzie, pozostając w dobrej kondycji psychofizycznej - co jest jednym z elementów uzyskania pełnego wyleczenia.

Dlaczego nikt nie zaproponował mi takiego leczenia? Spełniałam wszystkie kryteria: guz nie przekraczał 1cm, wezły były czyste. Dlaczego to nowoczesne leczenie mnie ominęło?
http://amazonki.net/artykuly/czytaj/1163/leczenie/rak-piersi-usuwanie-wezlow-chlonnych-nie-zawsze-konieczne.
Dzisiaj już wiem - im mniejszy guz - tym mniej drastyczne i krótsze leczenie- bez hormonoterapii ( guzy hormonozależne ), radioterapii i chemioterapii.

Mój guz był latwo wyczuwalny palcami, widoczny w badaniu USG, niewidoczny w mammografii, ze względu na gruczołową budowę piersi !!!!!!!!!!!

Nikt nie mówi jak wygląda życie po mastektomii i usunięciu wezłów chłonnych: o ręce-właśnie tak o ręce, która staje się niesprawna i wymaga rehabilitacji do końca życia.
Różnicę między kończynami- występuje znaczny przykurcz- niweluje długotrwała rehabilitacja.
Po usunięciu węzłów chłonnych często występuje dodatkowo obrzęk limfatyczny, a to już poważna sprawa. Nie wolno dźwigać, nagrzewać ręki. Zachodzą zmiany w obręczy barkowej i kręgosłupie.
Rehabilitacja i rehabilitacja.
Wiele łez trzeba wylać, aby zaakceptować nowy stan. To trauma, która biegnie odrębnym torem obok leczenia raka.

Byłam i bedę za leczeniem oszczędzającym ,... za świadomym wyborem, bo to nasze zdrowie, nasze życie i ważna jest jego jakość !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Ten koszmarny dzień operacji ciągle wraca do mnie i jest źródłem stresu i łez. Opisałam go w " Spotkaniu z rakiem "

Blog jest odzwierciedleniem chwil z pasją życia i życia z pasją.
Jego tematyka ?
Czy osoba po leczeniu choroby nowotworowej musi pisać tylko o swojej chorobie ?






Do poczytania:

Obserwatorzy

28 czerwca 2012

Trochę koloru

Zgodnie z życzeniem trochę koloru.


Nie zdążyłam w maju. Uwielbiam, kwitnące kasztanowce.


    
 Czy Wy również je lubicie ?

                                               

A to jest Polska właśnie.
Tylko tutaj- dywanowy układ pól.

Kocham przestrzeń. Działa na mnie kojąco- potrzebuję jej do życia.
Co Wam sprawia radość ?????

Wkrótce więcej kolorku.!!!

Miłego zapiątku - odpoczynku dla wszystkich.
Można zobaczyć i kupić naturalne wyroby, bliskie człowiekowi.
Koguciki z gliny sa fajniaste, prześmieszne, koraliki z kolorkiem, beczułeczki na wino no, no, no itd.
 Jednym słowem kolorowo i bajecznie.
Po drodze można wstapić do storczykarni Potockich przy Łańcuckim Zamku. Sprowadzono tam storczyki z całego świata.

Po tym oddechu muszę przygotować się do  ważnych badań. Proszę o wsparcie, mam boja.


24 czerwca 2012

Magda i Mila


Kwiat Grzybienia Białego ( alkoholowy wyciąg ) stosuje się w lekkich stanach pobudzenia nerwowego, uczuciu lęku.....................


Szkoda każdego życia, a szczególnie, kiedy odchodzi ktoś młody, pełen pomysłów na toż życie, w kwiecie wieku , w najlepszym okresie życia. Taka śmierć boleśnie uderza w nasze jestestwo.
O czym wtedy myślimy? O innych podobnych przypadkach, o nadziei, którą nas zarazili, zanim odeszli. O tym, że życie jest niesprawiedliwe, że tyle jeszcze mogli zrobić, tyle dobrego wnieść w życie innych ludzi.

Historię Magdy poznał prawie każdy z nas za pośrednictwem telewizji. W taki też sposób poznał Jej malutkiego synka.
Stworzyła fundację - http://magdalenaprokopowicz.blog.onet.pl/. Chciała zmienić szpitale onkologiczne, na bardziej przyjazne i ciepłe.
Miała racje.
Nie leżałam na oddziale onkologicznym., ale odwiedzałam tam swoją koleżankę- M., bliską mi jak siostra.
To było ohydne miejsce, ohydne- szare, bure i ponure, przypominające stare koszary wojskowe, a nie miejsce, gdzie przebywają ciężko chorzy ludzie. Wszystko było tam ciemno szare- od podłóg począwszy, po widok za oknem na szpitalne prosektorium, pod które podjężdżają karawany- widok przygnębiający zdrowych ludzi, a co dopiero chorych onkologicznych.
W trakcie swojego leczenia byłam tam kilka razy, za sprawą hormonoterapii. Zawsze to miejsce napawało mnie przerażeniem i obrzydzeniem- Specjalistyczna Przychodnia w dużym mieście, prawie metropolii- wysoko stojącym w rankingu- przyjaznym mieszkańcom.
Uciekłam stamtąd dzięki Pani Mili.
 Mila miała 57 lat i była 10 lat po mastektomii. Nie narzucała się , nie dociekała co i jak, nie epatowała swoimi dolegliwościami ani historią choroby, nie skarżyła się. Regularnie chodziła na rehabilitację. Zawsze uśmiechnięta, skromna i cicha. Zapytana-odpowiadała rzeczowo- gdzie, co i jak najlepiej.
Pewnego dnia zapytała.
- U kogo się leczysz ?
Kiedy odpowiedziałam- wskazała mi inną lekarkę- mojego dzisiejszego anioła, zlecajacą dużo różnych badań. Przekonywała, że jej relacje z pacjentami są ciepłe- anielskie, a chorym takich relacji potrzeba.
-Te, które do niej chodzą są w lepszej kondycji zdrowotnej- mówiła.
-To mam zmienić lekarza?
-Tak........
Żałowała, że kiedy Ona się leczyła nie było jeszcze hormonoterapii.

Nasza znajomość nie trwała długo. Kiedy dzisiaj pytam o Nią na rehabilitacji, nikt nic nie wie, nie kojarzy.
-Pani Milu dziekuję. Wiem, ze Pani już nie ma.
 Z przerzutami do watroby żyje się podobno 3 miesiące.
Narzekała Pani na opiekę w szpitalu, w efekcie której o mało nie straciła Pani życia.
Często myślę o Pani, często moje serce łka......................
Miałam szczęscie, że zdążyłam Panią poznać.................

Ten ohydny szpital był remontowany. Nie wiem czy to za sprawą fundacji.
Nie wiem czy stał się bardziej- "Dla ludzi" , i niech tak pozostanie...................

15 czerwca 2012

Moja terapia

Niestety emocji mieliśmy chwile -i tyle............
 Chodzi oczywiście o EURO.
Czas na innego rodzaju emocje. Wkrótce wakacje i urlopy.

Po operacji, która nie należała do najłatwiejszych, potrzebowałam trzech lat, aby dojść do siebie i zaakceptować nową rzeczywistość.
Pomagał mi w tym między innymi psycholog. Z cierliwością  wysłuchiwał moich żalów.

Po trzech latach obudziłam się ponownie do życia i odważyłam  pojechać w pierwszą podróż- na Cmentarz Wojenny do Charkowa (miałam motywację ).
Od tamtej pory zapragnęłam, ogladać bezustannie niezwykle piękno tego świata.
Szczególnie podoba mi się Ukraina, gdzie piękno łączy się z polską historią.

Oto moje wrażenia z majowej wędrówki po Gorganach. Oceńcie sami czy warto pokonać własne słabości?.
Wszystkie zdjęcia są moją własnością.



Wodospad Maniawski- Gorgany


Ciemiężyca- jedna z najbardziej trujących roślin

                                                                       
                                             Ślad niedźwiedziej łapy


W dolinie miejscowość- Zielona


Rzadki porost- brodaczka, występuje w regionach o bardzo czystym powietrzu


Po deszczu, nocą temperatura spadła poniżej zera


W drodze na Doboszankę


Ślimak, pomrów błękitny- endemit karpacki
tzn. wystepujacy tylko w Karpatach.


Krzyż na Przełęczy Legionów


MŁODZIEŻY POLSKA PATRZ NA TEN KRZYŻ!
 LEGIONY POLSKIE DŹWIGNĘŁY GO WZWYŻ,
  PRZECHODZĄC GÓRY, RZEKI I WAŁY
 DO CIEBIE POLSKO
 I DLA TWOJEJ CHWAŁY


Płochliwe, półdzikie, wolne, konie huculskie na Przełęczy Legionów


Jeden z licznych polskich, przedwojennych słupów granicznych .
Idziemy na Taupiszyrkę wzdłuż przedwojennej granicy Polski.


Mała i Duża Sywula


Widok z Taupiszyrki


Urdzik Karpacki


Na Połoninie Jaworczyki


Szałas pasterski, a w dolinie Rafajłowa ( dawna nazwa), gdzie w styczniu 1915 roku II Brygada Legionów Polskich stoczyła bitwę z Rosjanami. We wsi znajduje się mogiła 40 poległych Legionistów.


C.D.N.

Póki sił wystarczy!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Po opublikowaniu posta znalazłam link http://www.pokonajraka.com/o-projekciekilimanjaro2012.html i się rozchorowałam z wrażenia.
Mama mówi, że jeszcze tam mnie nie było.

Kto się zgłasza na wyprawę ?





12 czerwca 2012

Ocieplić atmosferę


 

Po cudownym czasie leniuchowania, ponownie ogarnął mnie smutek i nostalgia. Same złe wieści ze 'Starych Śmieci' i złe samopoczucie: spotkania ze znajomymi nienapawające  optymizmem.
 Istna epidemia chorób.
 
 Znajoma chora- zaawansowany rak szyjki macicy, już z przerzutami do kości. Cierpi i czeka na leczenie, a lekarka oblężona, tylu ma pacjentów.
Żeby nie powiedzieć za dużo-miała długotrwające krwawienia, a do onkologa zaprowadziła ją amazonka z długoletnim stażem.
Dlaczego nie poszła wcześniej?
 
Sąsiad chory- otworzyli i zaszyli - rak wątroby.
 
 Na drzwiach jednej z klatek- nekrolog- zmarła siostra kwiaciarki z osiedla.
 Pamiętam ją, była bardzo podobna do siostry.
W witrynie kwiaciarni bougainvillea, która zginęła w trakcie mojej rekonwalescencji. Wchodzę, nie odmówię sobie zakupu.
Panie zamykają kwiaciarnię, kończą działalność- przestaje być opłacalna. Dzisiaj kupuje się mało kwiatów. Często zamawiałam u nich wiązanki, były ładne i niedrogie.
Na podłodze dwa olbrzymie, pełne kwiatów, piękne wieńce w żółtym kolorze, jaki lubiła zmarła. Leczyła się na tzw. nerwy, zmarła na raka wątroby.
Oj, te nerwy i ten stres. Okrutny sprawca wielu chorób.
 
Na rogu sąsiedniej ulicy remontowana jest stara kamienica, wybudowana wcześniej niż blokowisko. 
Zaskoczyło mnie, że nikt już tam nie mieszka. Pusto, z okien zniknęły firanki.
Przeszedł mnie dreszcz. Co się stało ? 
Bardzo lubiłam starszych ludzi, którzy tam mieszkali, a zwłaszcza starszego Pana.  Nazywaliśmy go Panem od Ciumy, bo takie imię miała Jego suka.
Kiedy ostatni raz widziałam Go: mówił, że zostało Mu 6 miesięcy życia. Od wielu lat leczył się na raka prostaty.
Nie wiem nawet, gdzie został pochowany, a znaliśmy się , dzięki naszym pieskom, wiele lat.

Tak było wczoraj, a dzisiaj rano nie byłam w stanie wstać z łóżka, świat wirował w szalonym tempie Rock & Rolla. Na pogrzeb nie poszłam.
Takie były początki zatrucia truskawkami z zakupu.
To nieprawda, że wszystko można kupić w sklepach- mnie ta żywność  nie służy, a  ludzi o kiepskim zdrowiu nie brakuje.
 Na zakończenie  zupełnie nie na temat, ale poczytać można.

http://www.bryk.pl/teksty/liceum/fizyka/jedno%C5%9B%C4%87_mikro_i_makro%C5%9Bwiata/17219-wykorzystanie_promieniowania_jonizuj%C4%85cego_do_przechowywania_%C5%BCywno%C5%9Bci.html

10 czerwca 2012

Stan zapalny

Przepraszam przenoszę zawartość bloga z onetu- http://rak-porazka-czy-sukces.blog.onet.pl/.
Na Bloggerze dopiero się urządzam- muszę wszystko dopracować. Niemniej witam i zapraszam.

Data założenia: 27 maja 2012
Wróciłam z dalekiej podróży.
Warto opisać i pokazać inny świat, ulotne, niepowtarzalne piękno, uwiecznione w kadrze, przeszłość, której próżno szukać w innym miejscu.
Sa jeszcze takie niedocenione- dzikie i nieznanne, a warte poznania miejsca na ziemi, o czystym, nieskażonym powietrzu.. Chciałabym zostać tam na zawsze.................
Z wyprawy w dalekie strony oprócz wrażeń przywiozłam ból gardła i głowy- zatem uniesienia duszy odkładam na inny czas, kiedy samopoczucie się poprawi.
Tymczasem z wynikami tomografii komputerowej, odwiedziłam onkolożkę.
Oglądnęła, zleciła USG i czego zwykle nie robi, zaordynowała na moje dolegliwości ..........................- olejek z oregano czyli Oregasept http://www.podarujzdrowie.pl/p/49/289/olejek-z-oregano-oregasept-h97-100ml-oleje.html.
Zgodnie z zaleceniami stosuję dawkę interwencyjną.
Pani doktor początkowo nie miała przekonania do wyżej wymienionego olejku, ale zażywa go od jakiegoś czasu i czuje się wyśmienicie ( zalecenia lekarza pediatry).
Ja stosuję olejek zamiast antybiotyku i polecam innym na przeziębienie , grypę i inne przypadłości zamiast tradycyjnych leków, których stosowanie ogranicza się osobom, leczącym się w związku z chorobą nowotworową. Jesteśmy w tym względzie nieco inaczej traktowani, nie powiem, że gorzej. Nie ordynuje się nam antybiotyków, a wybiera naruralne metody leczenia. Oczywiście są też przeciwskazania.
Wiele dzieje się ostatnio: wydarzenie goni wydarzenie, ciekawostka goni ciekawostkę.
W podróży towarzyszył mi starszy Pan- w wieku 75 lat. Z zacięciem wprowadzał mnie w historię zabytków, w mijanych miejscowościach. Całkiem dobrze radził sobie w górach.
Może nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, ale on w latach 70 leczył się w związku z chorobą nowotworową.
Rak umiejscowił się w nodze. W naszym mieście lekarze opowiadali się za jej usunięciem. Rodzina załatwiła konsultacje w Krakowie. Tam usunięto nowotwór, a na leczenie wysłano do naszego miasta. Przeszedł chemię.
Najbardziej cieszy się z tego, że nie jest kaleką, że może chodzić. Czyż to nie wspaniałe!!!!!!!! Żyje już tyle lat i ciągle jest w ruchu. Odwiedza mnie w drodze na działkę, na której sam uprawia dla siebie zdrowe warzywka.
Podczas drogi opowiadał o badaniach żywności w związku z próbami jądrowymi, w okresie zimnej wojny i awarii w Czarnobylu. Wszystko było w normie, ale jod ma krótki okres połowicznego rozkładu, toteż parametry szybko się zmieniają..............
Cóż, podróże kształcą i wiele nowego wnoszą do naszego życia. Wrócę jeszcze do tematu, ponieważ wrażenia ciągle czekają na uwiecznienie. Ciekawostki bedą kontynuowane.
 Zofijanna (10:51)

Spotkanie z rakiem

Data założenia: 28 marca 2012

Nigdy nie zadałam sobie pytania: dlaczego mnie to spotkało. Na to pytanie akurat znam odpowiedź. Głównym winowajcą jestem ja sama: stworzyłam chorobie warunki do rozwoju.

Jest wiele ciężkich chorób, niekoniecznie nowotworowych jak np: stwardnienie rozsiane , zanik mięśni o różnej etiologii, cukrzyca i wiele innych.
Często na rehabilitacji spotykam naprawdę ciężko chorych, bardzo młodych ludzi. Pogodzeni ze swoim losem żyją własnym życiem i nie zwracają uwagi na ciekawskie spojrzenia innych. Ten blog też odwiedziły, takie właśnie osoby.
Dziękuję, że jesteście ze mną.

Zawsze ogromnym bólem napełnia mnie ciężka choroba małych dzieci. Dlaczego one tak cierpią, za co?
W mojej rodzinie urodziło się dwóch chłopców z chorobą nowotworową. Misio żyje z guzem kręgosłupa, wymaga stałej rehabilitacji, ma poważne kłopoty, w tym z chodzeniem. Inny Misio już nie żyje. Jego ojciec nie potrafi mówić o chorobie swojego dziecka bez bólu, a ja nie pytam o szczegóły.

Mogłabym mnożyć przykłady różnych przypadków. Nie jest dla mnie pocieszeniem, że tylu ludzi cierpi z powodu ciężkich chorób- nie tylko ja.
-Pytam: dlaczego aż tylu ?

Chociaż minęło już 5 lat od mojej operacji nie mogę pogodzić się ze swoim kalectwem, okaleczeniem, które jest nieodwracalne, a najgorsze, że - bez rzeczowej potrzeby.
Wiem, że mogło być inaczej, teraz to wiem. I co z tego ?

Źle jest się cofać i wracać do przeszłości, rozdrapywać stare rany, o których dobrze byłoby zapomnieć. Taki przypadek jak mój nie powinien jednak mieć miejsca, w interesie innych kobiet, ku przestrodze.

Czytam różne historie Amazonek, niektórym zazdroszczę rzeczowych, troskliwych i kompetentnych lekarzy. Przebieg mojego leczenia, według mnie, pozostawia wiele do życzenia.
Nikt nie podkreślił jak ważna jest obserwacja guza i czujność onkologiczna- wręcz zbagatelizowano moje obawy.
-To Panią niepokoi. To przecież nic takiego - to tylko włókniak.
Czy można było, ot tak sobie, zlekceważyć guza ?
Moją historię już częściowo opisałam. Jej początki to zwykła ignorancja, jak gdyby ktoś nacisnął klawisz- kasuj.
Mijał czas, pędziłam przez życie, któremu towarzyszył coraz większy stres.
Rak piersi- ani przez moment nie pomyślałam, że mogę zachorować. W rodzinach rodziców nigdy nie wystąpił rak, a były to liczne rodziny. Nie , niemożliwe- ja nie zachoruję na raka.

Guz powiększył się i w związku z tym wybrałam się do chirurga. Tak się złożyło, że lekarz był chirurgiem onkologiem.
Po trzykrotnym wykonaniu biopsji cienkoigłowej byliśmy u punktu wyjścia- nie było komórek do badania. Takie okoliczności skłoniły lekarza do wykonania biopsji śródoperacyjnej- tzw. intry, ponieważ guz był o nieostro ograniczonym zarysie.
Przed zabiegiem zaproponował rozmowę na miejscu, w szpitalu i wyjaśnienie wszelkich niejasności .
Do rozmowy jednak nigdy nie doszło; w przeddzień intry doktor oświadczył, że wyjeżdża i że, wszystko przekazał innemu lekarzowi.
Nowy doktorek niezwykle przystojny i kochany chciał przeglądnąć moją kartę, zapoznać się z wynikami, niestety dokumentacja pozostała w przychodni.
Już w tym momencie powinien się zapalić w mojej głowie ostrzegawczy sygnał.
Nie zapalił się- byłam bardzo zdenerwowana.
Pamiętam, że w razie gdyby było coś źle, chciałam operacji oszczędzajacej, o której dowiedziałam się z internetu.
O samym raku i sposobach leczenia nie zdążyłam wiele poczytać, a wiedza, z powodu silnych emocji, nie trzymała się mojej głowy.
Wszystko przebiegało pomyślnie, a po usunięciu guza, który pojechał do badania histopatologicznego, leżąc już w  łóżku- pomyślałam, że jeszcze trochę i będzie po wszystkim.
Po pół godzinie pojawił się kolejny doktorek z wiadomością o raku i pozostawiono mnie samą na kilka minut.
Zadzwoniłam do moich bliskich. Nie skończyłam jeszcze rozmowy, kiedy doktorek wszedł ponownie, ponaglając mnie.
Nikt mi nie pomógł, ponaglano mnie- już, już- pomimo, że upierałam się przy operacji oszczędzającej, twierdzono, że nie mam innego wyjścia i muszę poddać się operacji usunięcia piersi, ponieważ po oszczędzającej operacji są wznowy.
To był piątek i moim doktorom spieszyło się do domu, a ja byłam otumaniona środkiem znieczulającym i złą diagnozą.

Nie mogę pogodzić się z takim niedbałym, obcesowym podejściem do pacjenta, w tak delikatnej kwestii jaką jest mastektomia, która co tu dużo mówić nie jest usunięciem zęba, ścięciem włosów czy obcięciem paznokci, ale czyni z nas do końca życia osoby niepełnosprawne.
Powierzyłam lekarzom swoje zdrowie i życie, a tylko jeden nieśmiało zaoponował :
- Pani prosiła o operację oszczędzającą.
Ciekawa jestem czy w podobny sposób potraktowaliby swoje żony i córki ?
Podobnie rzecz się ma z usunięciem wezłów. Co innego usunięcie węzłów wartowniczych pachy, a co innego usunięcie wszystkich węzłów.

Takie leczenie już na wstępie spowodowało głęboki wyłom w mojej psychice. To moja wina, bo nie przygotowałam się dobrze do niezwykle ważnej lekcji, jaką jest spotkanie z rakiem piersi ?
Ciężko mi przełknąć gorzką pigułę i zmienić nastawienie do leczenia na wyrost.

Wszczepienie implantu nie wchodzi w rachubę- to ciało obce, autoprzeszczep również- skąd pobrać tkanki- jestem bardzo szczupła.
Nie chcę dodatkowo cierpieć, a i tak to co dała nam natura, wytworzone w trakcie ewolucji, jest najlepsze.

Sposób leczenia powinien być świadomym, głęboko przemyślanym wyborem pacjenta, a nie dziełem przypadku.

 

Nie biegnij tak


Data założenia: 10 czerwca 2012

I przyszła. Ciepła i pogodna. Kto żyw wyszedł na słoneczko. Znalazłam pierwsze kwiaty, na nich pszczoły, mrówki, a nad nimi chyżo latające cytrynki-motylki. Coś niesamowitego.
Oczywiście zrobiłam obchód po ogrodzie: zakwitł miłek bałkański i łączki przebiśniegów, zaczyna kwitnąć przylaszczka, wychodzą śnieżyce wiosenne. Tulipanów jeszcze nie ma, choć istnieją bardzo wczesne odmiany .
Wypróbowałam nowy aparat photo.
Kupiłam taki lekki kompakcik, bo w naszym przypadku, osób niepełnosprawnych, waga przedmiotów jest istotna. W każdej wędrówce- im lżejszy tym lepszy . Może się uda kupić kiedyś bardziej wypasiony, o małych gabarytach.
Następnego dnia zabrałam aparacik na wypad w plener. Miało być na luzie, lajcikowo, a skończyło się na ponad 20 kilometrowym marszu. Ośmiogodzinne przejście po śniegu było grubo przesadzone. Zmachałam się okrutnie.
Konsultowałam temat z lekarzami- podobno z onkologicznego punktu widzenia nie ma przeciwskazań, wręcz przeciwnie góry, tlen- to jest - To.
Słyszałam też odmienną opinię. Jedno jest pewne- dotleniłam się solidnie i spałam błogo.
Nie wolno przesadzać, przemęczenie nie wpływa korzystnie na naszą odporność.
Jest coś takiego, dokładnie nie pamiętam- jak Zespół Chronicznego Zmęczenia.
Ustępuje dopiero po długotrwałym odpoczynku.
Niejednokrotnie doświadczałam takiego zmęczenia w przeszłości. Nadmiar pracy i obowiązków, wieczny galop sprawiał, iż z trudnością pokonywałam zakręty. Byłam tak zmęczona, że nie dostrzegałam, kiedy wiosna przechodziła w lato, kiedy zmieniały się pory roku.
Szaleństwo, na nic nie miałam czasu- to musiało się skończyć źle..
Czy warto było tak pracować ? Czy warto było tak pędzić ?
- Dzisiaj się cieszę, że nie muszę już wykazywać się, ani udowadniać, że jestem w czymś dobra, że potrafię. Żal, że po drodze, w tym pędzie, nie miałam czasu dla rodziny, przyjaciół czy znajomych. Nikt nie jest wieczny. Wiele umknęło mi w życiu. Wiele straciłam.
Za późno zrozumiałam piękne słowa piosenki
-Nie biegnij tak.. bez wytchnienia... zbyt wiele masz do stracenia..................

Czy w naszych czasach, kiedy wszystko pędzi i żyjemy szybko, możemy zwolnić i się zatrzymać......? Czy możemy zatrzymać innych, przekonać ich, że nie warto tak pędzić ?

 Zofijanna (15:57)
Skomentuj